NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PRZEDSTAW SIĘ » A PROPOS: IMIĘ XYMENA TO TEŻ TRAGEDIA MOJEGO OSOBISTEGO ŻYCIA, NIESZCZĘŚCIE I PRZEZNACZENIE.

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

A propos: imię Xymena to też tragedia mojego osobistego życia, nieszczęście i przeznaczenie.

A dziś ja jestem kawał lebiegi, proszę kolegi.
  
Xymena_Pscicz_
01.05.2021 13:07:44


Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Stetin

Posty: 3 #7807983
Od: 2021-4-30
Xymena
Konstanty Ildefons Gałczyński

Xymena



czyli


ANI BE-E-E, ANI ME-E-E-E,
BO JA JESTE-EM DEKLASE-E-E-E
na melodię
"Gdybym ja byla słoneczkiem na niebie", (monolog) Rekwizyty:
1) kapelusz-melonik,
2) latarka elektryczna,
3) stary program wyścigów konnych,
4) serce. TEKST MONOLOGU (ew. mówić angielskim akcentem) Mój pies nazywa się Johnny.
Moja ulubiona kawiarnia nazywa się "Lido".
Ja jestem Polak. N'est-ce pas?
Polak za burtą.
Przepraszam.
(świeci latarką, w oczy Publiczności) Przepraszam, czy u państwa nie ma mojego Johnn y'ego? (gasi latarkę, na stronie) Ta latarka tak zgasła jak moje życie. Pourquoi? Bo ja jestem trup socjalny, czyli belka na drodze. (śmieje się, śpiewa) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Mój pies nazywa się Johnny. Moja ulubiona kawiarnia nazywa się "Lido". Moja jedyna lektura to stare programy wyścigów konnych. A ja mam imię Xymena. Xymena Pścicz. P.Ś. Pścicz. Xymena Pścicz. A propos: imię Xymena to też tragedia mojego osobistego życia, nieszczęście i przeznaczenie. (świeci latarką w oczy Publiczności) Gzy państwo wierzą w przeznaczenie? Nie? Dziękuję. (gasi latarkę) Maestro, please! (śpiewa tenorem na orkiestrze) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, thank you. Np. telefonuję z kawiarni "Lido" do jednego pana. I mówię: Tu mówi Xymena. To ten pan myśli, że mówi kobieta. Więc ja mówię, że ja jestem mężczyzna, tylko imię (kryguje się) mam takie żeńskie: Xymena. Jak np. jeden kompozytor, co się nazywał Karol Maria Weber. To ten pan powiada, że się na muzyce nie zna (kultura!...) - i w ogóle nie życzy sobie kontaktów z kompozytorami. I w ten sposób nic nie mogę załatwić. Maestro, please! (śpiew) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, merci. Ale właściwie to ja jestem artysta-wnętrzarz. Od ustawiania estetycznych wnętrz. Tak. Tutaj jakaś martwa naturka: butelki i arbuziki, tu fotele klubowe w stylu directoire, ówdzie coś z fortepianów. U mnie to jak z rękawa. Cóż, ma się ten smak paryski. Nazwisko mówi za siebie. Xymena Pścicz. Ale cóż, obrzucili mnie cielęciną, powiedzieli, że jestem menelik-bikiniowiec, i zanim ja zdołałem u jednego pana coś ustawić, a już oni mnie ustawili. Ciekawe jako objaw! Xymena Pścicz. A można by również powiedzieć o mojej osobie słowami poety: Wonna gałąź portugalskiego jaśminu zwarzona przez wiatr epoki.
Północny wiatr! Państwo rozumieją?
(śmieje się) Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, spasibo. Co? Tak. Zna się rosyjski. No, oczywiście, nie z przyjaźni. Tylko z oportunizmu. Cóż, trzeba jakoś. Bo szkoda, żeby uwiędła zupełnie ta kremowa róża, czyli ja, czyli moja osoba, czyli ostatni z rodu Pściczów - Xymena Pścicz. A propos: Czy są tu na sali oportuniści? (świeci latarką, liczy) Raz, dwa... Trochę się znajdzie. A wracając do tego, że ja właściwie jestem artysta-wnętrzarz, tylko nie mogę rozwinąć skrzydeł z powodu mrozu, to oczywiście w moim mieszkaniu prywatnym jest brud, mętlik i bałagan. Ale dlaczego? Bo ja, proszę państwa, nie jestem stworzony do sztuki przez małe s. Tylko przez duże S. Ja mogę tylko projektować wnętrza na ogromną skalę. Fotel mój widzę ogromny. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ale cóż... Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e, Maestro, merci. Nie, nie ma teraz warunków dla ludzi z mojej sfery. I dlatego zostałem wysferzony. I dlatego marnują się moje możliwości i aspiracje. O, czasy finansowego kapitału, spłynęłyście jak zeszłoroczne śniegi, A życie szumiało jak kielich pełen szampana po brzegi. A dziś ja jestem kawał lebiegi, proszę kolegi. (ze łzami w głosie) Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, Bóg zapłać... A właściwie to ja jestem pianista, nowy Janko Muzykant, aczkolwiek hrabia. I czasem, nocą, w kawiarni "Lido" zakradam się pod fortepian w przebraniu drwala i głową w klawisze uderzam. (śpiewa) Srebrne rosy, Srebrne rosy, Brylantowe łzy-yy... Niestety, w klawisze też długo nie uderzałem, ponieważ w klawisz mojej głowy uderzyła brutalnie epoka. A ja już nawet i komponować zaczynałem. Bo właściwie to ja jestem kompozytor. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ten smak paryski. Państwo znają mojego marsza? (śpiewa i świeci latarką) Loyola, jak cudnie imię twoje brzmi - Loyola, na zawsze serce oddam ci - Pauza, Serce moje biedne... Pauza. (wyjmuje z portfela serce z różowego kartonu, ogląda je jak odcisk i przypina je sobie spinaczem do kieszonki w marynarce, mówi na płaczu) I właśnie. I właśnie to moje biedne serce podszepnęło mi przed ostatnią Gwiazdką koncepcję, żeby wyrabiać mokry śnieg na noworoczną choinkę. Wacio miał zafinansować. Chwila uwagi. Wata to wata. Jeden watalizm. A myśmy chcieli mokry śnieg realistyczny. 2 mydła do golenia. Z jednej pałeczki czterdzieści cztery buteleczki. Czterysta procent zysku na czysto. Nasz śnieg szedłby jak woda. Jakieś efektowne etykiety, w rodzaju: MOKRY ŚNIEG PŚCICZA RADOŚCI UŻYCZA - szybka sprzedaż. Szybko końce w sadzawkę. I - (oddycha z ulgą) szybki wyjazd do Florencji. "Morze Śródziemne i ja w białych spodniach". Florencja. Ta kultura i te muzea. Florencja... Wprawdzie jeden kierowca, czyli chauffeur, mówił mi, że w Warszawie też jest jakieś Muzeum Narodowe. Ale to na pewno tak jak Bank Narodowy. Stoi się w kolejce, czasem obok ludzi nie naszego pokroju, a w dodatku zakładają filcowe kajdany na nogi. (sarkastycznie) Muzeum Narodowe. Ha ha! Cóż może być narodowe bez Pścicza? Taaak. Jak nie jest Pścicz, to nie ma nicz. A, przepraszam, zdaje się, ze się zapomniałem przedstawić. Xymena Pścicz, czyli bardzo mi przyjemnie. Pauza. A właściwie, to ja jestem nie uznany, zatłamszony, zakałapućkany i niedorozwinięty bas-baryton. Maestro, błagam. (basem na orkiestry) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em dekłase-e-e-e. (kurtyna spada przez pomylke. na przedostatnim "e", Xymena wydostaje się z mozołem przed kurtynę, i wyciąga swoje ostanie:
_________________
Radujmy się

Xymena Podmywaczka Pscicz
  
Srasiek
01.05.2021 13:34:27
poziom 3



Grupa: Użytkownik

Posty: 138 #7807995
Od: 2017-8-7
    Pojeb Stasiek pisze:

    Xymena
    Konstanty Ildefons Gałczyński

    Xymena



    czyli


    ANI BE-E-E, ANI ME-E-E-E,
    BO JA JESTE-EM DEKLASE-E-E-E
    na melodię
    "Gdybym ja byla słoneczkiem na niebie", (monolog) Rekwizyty:
    1) kapelusz-melonik,
    2) latarka elektryczna,
    3) stary program wyścigów konnych,
    4) serce. TEKST MONOLOGU (ew. mówić angielskim akcentem) Mój pies nazywa się Johnny.
    Moja ulubiona kawiarnia nazywa się "Lido".
    Ja jestem Polak. N'est-ce pas?
    Polak za burtą.
    Przepraszam.
    (świeci latarką, w oczy Publiczności) Przepraszam, czy u państwa nie ma mojego Johnn y'ego? (gasi latarkę, na stronie) Ta latarka tak zgasła jak moje życie. Pourquoi? Bo ja jestem trup socjalny, czyli belka na drodze. (śmieje się, śpiewa) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Mój pies nazywa się Johnny. Moja ulubiona kawiarnia nazywa się "Lido". Moja jedyna lektura to stare programy wyścigów konnych. A ja mam imię Xymena. Xymena Pścicz. P.Ś. Pścicz. Xymena Pścicz. A propos: imię Xymena to też tragedia mojego osobistego życia, nieszczęście i przeznaczenie. (świeci latarką w oczy Publiczności) Gzy państwo wierzą w przeznaczenie? Nie? Dziękuję. (gasi latarkę) Maestro, please! (śpiewa tenorem na orkiestrze) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, thank you. Np. telefonuję z kawiarni "Lido" do jednego pana. I mówię: Tu mówi Xymena. To ten pan myśli, że mówi kobieta. Więc ja mówię, że ja jestem mężczyzna, tylko imię (kryguje się) mam takie żeńskie: Xymena. Jak np. jeden kompozytor, co się nazywał Karol Maria Weber. To ten pan powiada, że się na muzyce nie zna (kultura!...) - i w ogóle nie życzy sobie kontaktów z kompozytorami. I w ten sposób nic nie mogę załatwić. Maestro, please! (śpiew) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, merci. Ale właściwie to ja jestem artysta-wnętrzarz. Od ustawiania estetycznych wnętrz. Tak. Tutaj jakaś martwa naturka: butelki i arbuziki, tu fotele klubowe w stylu directoire, ówdzie coś z fortepianów. U mnie to jak z rękawa. Cóż, ma się ten smak paryski. Nazwisko mówi za siebie. Xymena Pścicz. Ale cóż, obrzucili mnie cielęciną, powiedzieli, że jestem menelik-bikiniowiec, i zanim ja zdołałem u jednego pana coś ustawić, a już oni mnie ustawili. Ciekawe jako objaw! Xymena Pścicz. A można by również powiedzieć o mojej osobie słowami poety: Wonna gałąź portugalskiego jaśminu zwarzona przez wiatr epoki.
    Północny wiatr! Państwo rozumieją?
    (śmieje się) Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, spasibo. Co? Tak. Zna się rosyjski. No, oczywiście, nie z przyjaźni. Tylko z oportunizmu. Cóż, trzeba jakoś. Bo szkoda, żeby uwiędła zupełnie ta kremowa róża, czyli ja, czyli moja osoba, czyli ostatni z rodu Pściczów - Xymena Pścicz. A propos: Czy są tu na sali oportuniści? (świeci latarką, liczy) Raz, dwa... Trochę się znajdzie. A wracając do tego, że ja właściwie jestem artysta-wnętrzarz, tylko nie mogę rozwinąć skrzydeł z powodu mrozu, to oczywiście w moim mieszkaniu prywatnym jest brud, mętlik i bałagan. Ale dlaczego? Bo ja, proszę państwa, nie jestem stworzony do sztuki przez małe s. Tylko przez duże S. Ja mogę tylko projektować wnętrza na ogromną skalę. Fotel mój widzę ogromny. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ale cóż... Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e, Maestro, merci. Nie, nie ma teraz warunków dla ludzi z mojej sfery. I dlatego zostałem wysferzony. I dlatego marnują się moje możliwości i aspiracje. O, czasy finansowego kapitału, spłynęłyście jak zeszłoroczne śniegi, A życie szumiało jak kielich pełen szampana po brzegi. A dziś ja jestem kawał lebiegi, proszę kolegi. (ze łzami w głosie) Maestro, please. Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em deklase-e-e-e. Maestro, Bóg zapłać... A właściwie to ja jestem pianista, nowy Janko Muzykant, aczkolwiek hrabia. I czasem, nocą, w kawiarni "Lido" zakradam się pod fortepian w przebraniu drwala i głową w klawisze uderzam. (śpiewa) Srebrne rosy, Srebrne rosy, Brylantowe łzy-yy... Niestety, w klawisze też długo nie uderzałem, ponieważ w klawisz mojej głowy uderzyła brutalnie epoka. A ja już nawet i komponować zaczynałem. Bo właściwie to ja jestem kompozytor. Cóż, ma się te możliwości i aspiracje. Ten smak paryski. Państwo znają mojego marsza? (śpiewa i świeci latarką) Loyola, jak cudnie imię twoje brzmi - Loyola, na zawsze serce oddam ci - Pauza, Serce moje biedne... Pauza. (wyjmuje z portfela serce z różowego kartonu, ogląda je jak odcisk i przypina je sobie spinaczem do kieszonki w marynarce, mówi na płaczu) I właśnie. I właśnie to moje biedne serce podszepnęło mi przed ostatnią Gwiazdką koncepcję, żeby wyrabiać mokry śnieg na noworoczną choinkę. Wacio miał zafinansować. Chwila uwagi. Wata to wata. Jeden watalizm. A myśmy chcieli mokry śnieg realistyczny. 2 mydła do golenia. Z jednej pałeczki czterdzieści cztery buteleczki. Czterysta procent zysku na czysto. Nasz śnieg szedłby jak woda. Jakieś efektowne etykiety, w rodzaju: MOKRY ŚNIEG PŚCICZA RADOŚCI UŻYCZA - szybka sprzedaż. Szybko końce w sadzawkę. I - (oddycha z ulgą) szybki wyjazd do Florencji. "Morze Śródziemne i ja w białych spodniach". Florencja. Ta kultura i te muzea. Florencja... Wprawdzie jeden kierowca, czyli chauffeur, mówił mi, że w Warszawie też jest jakieś Muzeum Narodowe. Ale to na pewno tak jak Bank Narodowy. Stoi się w kolejce, czasem obok ludzi nie naszego pokroju, a w dodatku zakładają filcowe kajdany na nogi. (sarkastycznie) Muzeum Narodowe. Ha ha! Cóż może być narodowe bez Pścicza? Taaak. Jak nie jest Pścicz, to nie ma nicz. A, przepraszam, zdaje się, ze się zapomniałem przedstawić. Xymena Pścicz, czyli bardzo mi przyjemnie. Pauza. A właściwie, to ja jestem nie uznany, zatłamszony, zakałapućkany i niedorozwinięty bas-baryton. Maestro, błagam. (basem na orkiestry) Ani be-e-e, ani me-e-e-e, Bo ja jeste-em dekłase-e-e-e. (kurtyna spada przez pomylke. na przedostatnim "e", Xymena wydostaje się z mozołem przed kurtynę, i wyciąga swoje ostanie:



No, to tyle wytrzymał na tym "odejściu", zero zdolność honorowych u debila stwierdzam.

Srasz w wór.
_________________


  
Xymena_Pscicz_
01.05.2021 13:43:34


Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Stetin

Posty: 3 #7807997
Od: 2021-4-30
Spierdalaj mi stąd, bo psami poszczuję.

Rolf pilnuj goroli.
Co odgryziesz, to twoje.

Wypad mi stąd i to szybko.
_________________
Radujmy się

Xymena Podmywaczka Pscicz

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PRZEDSTAW SIĘ » A PROPOS: IMIĘ XYMENA TO TEŻ TRAGEDIA MOJEGO OSOBISTEGO ŻYCIA, NIESZCZĘŚCIE I PRZEZNACZENIE.

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny