Mieliśmy dziś porozmawiać o twoich wybrykach w parku ale napisałeś coś co skłania mnie do zmiany pla
Miałem ci nałożyć cichego mentalnego plonka
    SztorcowyKluszGonsiorow pisze:

    cyt.
    Mieliśmy dziś porozmawiać o twoich wybrykach w parku
    ale napisałeś coś co skłania mnie do zmiany planów
    koniec cyt.

    Miałem ci nałożyć cichego mentalnego plonka.
    Lecz przyznaję - rozbawiasz mnie. Chyba chcesz sobie mnie zjednać.

    Wybryk w parku.
    Najpierw byś musiał zdefiniować w którym parku.
    Ale idąc tokiem twego rozumowania, przyjmijmy, że chodzi ci o zespół pałacowo parkowy
    w Gorzyczkach.

    A było to tak.
    Mamy rok 1951 - lato.
    Ojciec zabiera mnie na motorcykel marki NSU 350 z tyłu na siodełku siada mama a mnie ojciec posadził z przodu na kocyku na baku.
    Jedziemy na pole dziadka. Tak mi się przynajmniej zdało, że jedziemy na pole dziadka.
    Droga znajoma. Na skrzyżowaniu skręcamy w prawo, mijamy salę i knajpę Lasaka.
    Zaczyna się zjazd z górki, mijamy posiadłość rodzinną mego wujka, potem Biały Domek.
    I tu ojciec skręca w bramę po prawej i zatrzymujemy się pod okazałym pałacykiem.
    Zsiadamy z motorcykla i ojciec mi mówi tak:
    Za rok będzie tu Dom Dziecka.
    Ty będziesz tu sprawował bardzo ważną funkcję nadzoru.
    Do granicy z Czechami jest kawałeczek. Ty tu znasz wszystkie „spady“ będziesz pilnował
    aby przyszli pensjonariusze nie potopili się w Olzie, jak im przyjdzie ochota na giganta
    samowolkę.
    Do granicy blisko.
    Na pole dziadka blisko
    Do wujka parę kroków
    Na działkę za Lasakiem niedaleko
    Do domu też bliziutko
    No to się zgodziłem na pilnowanie porządku

    Wybryki w parku.
    Ano były, były, powiedziałby Marian z Jastrzębia. Nie pamiętam kiedy go przywieźli, ale był, był.

    Gąsior
    Był synem właściciela masarni w Olzy.
    Za młodu, po wojnie, bawił się niewypałami i kiedyś nasypał prochu z naboi do butelki i podpalił. Butelka z prochem eksplodowała i od tego czasu, po operacji i rekonwalescencji
    miał szklane oko.
    Jego ojcu komuna zabrała masarnię a sam Gąsior został kierownikiem tej masarni.
    Pamiętam jak masarnia Gąsiora w Olzy się paliła. Pojechaliśmy „do ognia“ ratować tą masarnię. Smród spalonego mięsa i tłuszczu było czuć podobno i w Kopytowie u Czechów za Olzą. Stary Gąsior poszedł na emeryturę a młody się rozpił. Przenosili go to tu to tam.
    Pamiętam jak był przeniesiony do Turzy i był po coś u nas - nawalony jak ruski czołg.
    Ale takie pijaki nie wylegiwali miejsc po rowach. Trzymali się na swoich platfusach.
    Kierownik PDD dostał działkę budowlaną na „czerwonym osiedlu“ i tam się pobudował.
    Miał córkę. Może to ona lub jej potomek teraz mieszka na „czerwonym osiedlu“
    Acha!
    Poniżej PDD była RSP nazywana „kołchozem“
    W lewo za kołchozem, przy granicy - miejsce zwane „grabem“ było masa orzechów laskowych i sporo zwierzyny:
    kaczki dzikie
    bażanty
    kuropatwy
    zające
    sarny
    a z Czech przychodziły dziki
    Jak dziadek dogadał się z dowódcą Strażnicy WOP z Pigułą, wtedy od Adamczyka z
    Uchylska brał konie i wóz i kopał żwir z Olzy.
    Olza była rzeką graniczną, dlatego aby się dostać do „wierbiny“ czy aby nakopać żwiru
    „szczyrku“ wtedy trzeba było mieć glejt od Piguły.

    Co byś jeszcze chciał wiedzieć pajacu Szajsman?
    Masz czas do północy.
    Potem masz cichy mentalny plonk u mnie.


  PRZEJDŹ NA FORUM