Jak zjeżdżałem w kopalni pod ziemię, obowiązkowo musiałem mieć na karku powieszony metanomierz przyrząd do pomiaru metanu i wiele innych takich |
Stachu, czy ty się może za dużo metanu nawdychałeś? Stachu, mierzyłeś zawartość metanu w powietrzu? Miszeńku Czerepaku Jak zjeżdżałem w kopalni pod ziemię, obowiązkowo musiałem mieć na karku powieszony metanomierz - przyrząd do pomiaru metanu Były i są chyba do dzisiaj są dwa metanomierze indywidualne Metanomierz interferencyjny Metanomierz - sławny VM1 z odczytem na ustrojstwie wychyłowym Lub w pełni cyfrowy z odczytem na wyświetlaczu. Jest cały zestaw innych przyrządów pomiarowych, które służyły mi w mojej służbie jako metaniarzowi, pomiarowcowi. Często gęsto robiłem pomiary anemometrem. Mierzyłem prędkość prądu powietrza. Wykonywałem pomiar ilości przepływającego powietrza w wyliczonym przekroju wyrobiska Wtedy pomocny był kalkulator solarny - tak - z zasilaniem solarkiem. Pobierałem próbki powietrza do specjalnych pipet, lub do specjalnych gumowych balonów. Wykonywałem pomiary w wyrobiskach czynnych, przewietrzanych, oraz pomiary spoza tam izolacyjnych. Doglądałem stacjonarnych metanomierzy pracujących w sieci metanometrii automatycznej. Na wylocie wyrobisk eksploatacyjnych (sciany, lub inne wyrobiska drążone) wykonywałem pomiary metanomierzem indywidualnym i konfrontowałem pomiar z pomiarami metanomierzy automatycznych. Nad każdym napędem elektrycznym urządzeń eksploatacyjnych, były czujniki metanometrii automatycznej - w przypadku przekroczenia dopuszczalnego stężenia metanu. Następowało automatyczne wyłączenie napięcia zasilającego w danym rejonie eksploatacji. Moim zadaniem była kontrola wszystkiego i wydawanie poleceń co do prawidłowej wentylacji wyrobiska, dozorowi odpowiedzialnemu za proces eksploatacji. Byłem w stałym kontakcie z dyspozytorem kopalni, dyspozytorem metanometrii oraz inżynierem wentylacji na danej zmianie. Zdawałem raporty z przebiegu eksploatacji i poziomów zmierzonego stężenia metanu w atmosferze kopalnianej. Po wyjeździe na powierzchnię. Pisałem w biurze raporty z przeprowadzonych pomiarów i warunków panujących na „moim“ rejonie wentylacyjnym. Bywało, że kiedy służbę się miało na rejonie, gdzie nie odbywała się eksploatacja a tylko proces przewietrzania wyrobisk. Robiłem i kilkanaście kilometrów w wyrobiskach poziomych i wyrobiskach pochyłych - pochylnie, upadowe, pochyłe wyrobiska w trakcie likwidacji. Wyrobiska ślepe przewietrzane lutniociągami. Pomiary zza wielu tam izolacyjnych - oraz na podszybiach szybów z dyfuzorami (szyby wylotowe z ogromną ilością płynącego powietrza zużytego wysysane przez dyfuzory - ogromne wentylatory o bardzo wielkiej wydajności) Dochodziły jeszcze inne czynności - nie chcę ci doprowadzić do wyprostowania zwojów mózgowych. Bardzo odpowiedzialna służba. Nie wspomniałem tu o specyfice innych gazów występujących w kopalni węgla kamiennego. Jak choćby dwutlenek węgla. Gaz cięższy od powietrza i gromadzący się w niszach i przy spągu wyrobiska. Kiedy zwiększą się ilość CO2 - podnosi się jego poziom. Dlatego tylko służba wentylacji i dozór, może ocenić konieczność uniemożliwienia wejścia w takie wyrobisko górnikom. Na wysokości twarzy stężenie mogło być dopuszczalne, a na wysokości kilka decymetrów nad spągiem - stężenie mogło spowodować niedotlenienie, błogość, senność, zaśnięcie i uduszenie takiego nieszczęśnika. W takie rojony każdy kto musiał tam wchodzić - miał ze sobą tak zwany „aparat ucieczkowy“ Indywidualny aparat tlenowy, pozwalający wydostać się z wyrobiska z atmosferą ubogą w tlen (beztlenową) Bywa w górnictwie, że występują nagłe wyrzuty gazu (praktycznie każdego występującego w kopalni) Ponad 150 ofiar w kopalni w Jugowie. Dokładnie 151 ofiar, których na pogrzebie żegnały dziesiątki tysięcy ludzi. Jedna z największych górniczych katastrof w historii Europy miała miejsce we wsi Jugów niedaleko Nowej Rudy https://swidnica.naszemiasto.pl/ponad-150-ofiar-w-kopalni-w-jugowie-dzis-rocznica-jednej-z/ar/c1-7387502 Był 9 lipca 1930 roku około godziny 16, kiedy pracownicy drugiej zmiany fedrujący w szybie Kurt w miejscowości Hausdorf (obecnie Jugów) poczuli wstrząs i usłyszeli głośny huk, który uwolnił znaczące ilości dwutlenku węgla. Gaz niemal w jednej chwili zabił wszystkich pracujących w pobliżu. Kolejna eksplozja spowodowała śmierć blisko 140 górników. Jej siła była tak duża, że ponad 300 ton skał i węgla uderzyło w górnicze przekopy. Była to pułapka bez wyjścia. Fala uderzeniowa niosła ze sobą wszystko, co spotkała na drodze. Chwilę później rozpoczęła się dramatyczna akcja ratunkowa, w której trakcie wydobyto 70 żywych. Niestety wielu z nich, pomimo udzielonej pomocy, umarło w szpitalu. Wobec tak wielkiej tragedii ratownikom nie zostawało nic więcej, jak wydobywać na powierzchnię zwłoki zmarłych górników. Układano je w łaźni, znajdującej się nieopodal kopalni i wystawiono na widok publiczny. Ciał było tak dużo, że miejscowe władze nie miały gdzie ich składować. A jako że był to lipiec, pogrzeb trzeba było zorganizować jak najszybciej. Zdecydowano, że część zwłok transportowano do pobliskiej Nowej Rudy, gdzie miały oczekiwać pogrzebu. |