Lista osób zarejestrowanych w zapisach ewidencyjnych SB i innych służb...
[quote=SP95094KA]EI2KK pisze:


Tak, tylko czym innym jest teczka TW od teczki osoby która była pod obserwacją.

Ze zbioru teczek wszystkich wyłącz podzbiór teczek ofiar bezpieki, a jaki podzbiór zostanie?
Proste działanie na zbiorach na poziomie podstawówki.
Tak... a jak rozpoznać, kto jest ofiarą, a kto katem?
Chyba tylko zawartość teczki może to ujawnić.
Gdyby IPN wszystkie teczki publikował online nie byłoby ani wątpliwości, ani miejsca na spekulacje.
Chociaż... z drugiej strony... weźmy hipotetyczną teczke ofiary, w kórej czytamy raport TW z na przykład jego/jej pobytu w sanatorium.
Politycznie nic niepoprawnego, ale ujawnienie pewnych informacji które bezpieka uznała za stosowne zapisać w aktach może być nieco.. hmmm.. kłopotliwe.
Ujawniać, ale 'zamazywać' informacje o charakterze prywatnym?
Nie ma idealnego wyjścia.
Koniec cyt.

Idealne wyjście, to sąd lustracyjny, choć nie do końca idealne, bo aby bezstronnie i rzetelnie rozsądzić ewentualne winy „katów“ i uszczerbek ofiar, trzeba by doskonale znać ówczesne realia, badania by były bardzo długie, przewlekłe.
Chodziło o załatwienie wszystkiego, albo na zasadzie, stworzymy instytut pamięci i nienawiści, gdzie strażnikami makulatury będą fachowcy.
Lub każdego z osobna, będziemy osądzać i winnych wieszać na trzepaku za sądem a zwłoki zakopywać na polach, które nabyli kaci, na których poprzednio zakopywali ofiary.
Powrócę do wątku z tymi ogromnymi gratyfikacjami i wykupem pół pod? „cmentarze ofiar“ jak w Kambodży.

Teczki „ofiar“ gdzie kaci z detalami opisują zachowania tych o których piszą na kwitach.
I tak potencjalny szary obywatel dowiaduje się, że jego ojciec był seksoholikiem, miał multum romansów i pozostało po nim spory tabun progenitury. Kto, jaki sąd by rozsądzał, kto z tej progenitury jest prawdziwkiem. Jaki bo to miało wpływ na samopoczucie tych, co teraz rżą jak konie, że komuś koło wentyla „badacz“ robi.
Co by powiedzieli ci, co „kaci“ pisali, jak budowali domy i jak zdobywali na to pieniądze, bez pożyczki z banku, bez spadku po wuju z NRFiu, z przeciętnym zarobkiem ofiary, na poziomie uniemożliwiającym jakąkolwiek inwestycję.

Co by powiedziały „ofiary“ co z kwitów na nich pisanych przez „katów“ wynika, że zachowywały się te ofiary nieobyczajnie. Że taka to, a taka kobieta, usuwała iks razy ciążę.
Że taki to, a taki inkasent, pobierający opłaty za prąd, taki o to, a taki kominiarz...
Ba!
- szanowany duszpasterz
- szanowany nauczyciel
- szanowany harcmistrz
- szanowany sekretarz gminy
- szanowany sekretarz KGP
- czy szanowany druh, starszy sikawkowy
Był łotrem, złodziejem, stręczycielem, donosicielem innych służb.
Nie widziałem, nie słyszałem o listach ludzi ze strefy nadgranicznej, którzy ściśle współpracowali z WOP ich zwiadem, z WSW, czy zwykli donosiciele do MO, straży zakładowej.
Czy z tego wyłania się obraz totalnej inwigilacji, totalitarnego państwa?

Niekoniecznie totalna inwigilacja, w totalitarnym systemie.
To ludzie w tamtym systemie, składali się na tych inwigilowanych, niejednokrotnie sami byli „katami"
Były takie przeplatanki, że potencjalnemu „doktorowi nauk inwigilacji i donoszenia“ łeb mu by tego nie wytrzymał.
Dzisiejsi badacze, ci co się podniecają, jak to została stworzona kasta?
Kasta tych co donosili i kasta tych co odbierali donosy.
To ci wszyscy nie mają zielonego pojęcia o życiu ludzi w latach od zakończenia II WŚ do roku 1990.
Badacze historii tamtego okresu, nie mogą być badaczami - którym badania zlecono.
Którzy mienią się poszkodowanymi przez ówczesny system i teraz biorą odwet. Badacz i twórca listy hańby krótkofalowców, nawet nie stara się ukryć swych uprzedzeń, zaangażowania tak politycznego jak i religijnego. Co ciekawe, jak takiemu badaczowi ktoś się postawi, badacz go gasi groźbami sprawami w sądzie.

Na koniec, znane w całym świecie prawniczym, prawidła skutecznego sądzenia, skutecznej kary.
Zagrożenie karą danego czynu, musi być takie, aby potencjalny sprawca uznał że to kara adekwatna do jego czynu.
Zagrożenie karą musi być nieuchronne.
Proces przygotowania do osądzenia, sam proces sądzenia - muszą być w miarę szybkie, nie mogą te procesy być przewlekłe.
Nie może obowiązywać odpowiedzialność zbiorowa z karą ustaloną na salonach, kara nie mający nic z realnym przyszłym procesem resocjalizacji.
Nawet kara dożywotnego więzienia, musi się opierać na resocjalizacji. A nie typem odwetem.
Jeśli o odwet chodzi.
Badacz nie ukrywa, że o odwet chodzi.
Jego akolici nie ukrywają, że najchętniej by wystąpili w roli pomagiera kata, lub nawet w roli katów.
Najlepiej jakby stosować zbiorowe ukamieniowanie.
Przed kamieniowaniem ,publiczny pręgierz, z dowozem wycieczek szkolnych i obsługą na miejscu duszpasterza, najlepiej światowego reprezentanta krótkofalowców.

Dlaczego tylko głupi, przyzna się do współpracy ze służbami?
Bo nawet gdyby współpraca, była penalizowana, a nie jest!
To gdyby współpraca była penalizowana, ale bez dalszego ciągu, zasad przedawnienia win, wymazania z rejestru skazanych. Gdyby współpraca była powodem do dożywotnego stygmatyzowania, gnębienia rodziny z tego powodu, inne szykana - tylko głupi, tylko jakiś masochista się przyzna.

Jeden mundry - zapodał tu swoją wykładnię ( cytuję z pamięci)
Mamy tolerować donosicieli, to tak jakby tolerować volksdeutscha, który zaprzedał się za szynkę (sic)
Bardzo oryginalne stwierdzenie, bardzo ciekawa logika, bardzo wielka, ogromna wiedza histeryczna
Pochodzenie terminu

Volksdeutsche (pol. etniczni Niemcy[1] lub folksdojcze[2]) – określenie stosowane do 1945 (w Austrii i po 1945[a][3]) wobec osób pochodzenia niemieckiego, zamieszkujących poza granicami Niemiec według stanu granic na koniec 1937, którzy nie posiadali niemieckiego ani austriackiego obywatelstwa (Reichsdeutscher)[4] w takich państwach jak Francja, Belgia, Dania, Luksemburg, część Szwajcarii oraz na obszarach dawnego osadnictwa niemieckiego w Polsce (Poznańskie, Górny Śląsk, Pomorze Gdańskie, Łódź i inne), w Czechosłowacji (Kraj Sudetów i Karpaty, głównie Spisz), Rumunii, czy na Litwie (okręg Kłajpedy).

Podmiot zapodał ten przykład, aby wzmocnić przekaz, co z tego że walnął kulą między sztachetami.
Volksdeutsch to w mniemaniu podmiota - kat, zbrodniarz, ktoś, kto powinien być zgładzony
Np w „Zgodzie“


Cyt.
Tak... a jak rozpoznać, kto jest ofiarą, a kto katem?


Odpowiedź w obszarze patriotycznych Polaków jest prosta:
kaci byli rejestrowani jako OZI (osobowe źródła informacji), najczęściej TW,
mieli teczki personalne i teczki pracy, zaś ofiary były rejestrowane jako
figuranci i mieli pozakładane Kwestionariusze Ewidencyjne.

To najprostszy i najszybszy sposób odróżnienia.

73 de sp3eld

Niestety 73 de sp3eld

Ten krótko tekst, degraduje cię kompletnie „totalnie“ jako badacza.
Skarlałeś w moich oczach, bardzo skarlałeś!

Twoje inne wypowiedzi, teksty, obszerne opisy, jak zostałeś zmotywowany do „badań“
Pokazują, że motywem był odwet, za domniemane szykanowanie.

Jeśli o szykanowanie chodzi, szykanowanie ludzi z dawnego PRL
Większość tych szykanowanych - obecnie dorabia sobie histerię.
W tym PRL byli nikim, byli pieniaczami, nie potrafili pracować w grupie, nikt takich nie traktował na poważnie - dzisiaj odreagowują. Podkreślam - dzisiaj!

Dlaczego na gorąco nie były prowadzone badania, po ogłoszeniu listy przez Wildsteina?
Czy były te prace prowadzone, góra urodziła mysz - powstała jakaś karykatura, która ma na celu poużywanie sobie i rozwalenie PZK.[/quote]





Krótko i zwięźle.bardzo szczęśliwy









  PRZEJDŹ NA FORUM