Skrzynka antenowa - prawidłowo wykonana
Pomogę ci. Wiem, że trudno coś odpowiedzieć na taki tekst więc celowo go zaśmiecę. Ty wkleiłeś filmik z YT, więc
mi też wolno - rozluźnijmy tematwesoły Właśnie przypominam sobie piosenki Chrisa de Burgh. Jest w nich coś fajnego, taki
olbrzymi ładunek emocji którą wykonawca nie epatuje nas na scenie, czy w teledysku - on w nas wybucha...
Np. posluchaj tego:



Podziwiam ludzi mających taki talent i dzielących się nim bezinteresownie ze światem. Pewnie, że wiąże się
z tym sława i szmal, ale to nie jest ich celem, oni tego nie pragną i właściwie nie korzystają z tego.
Takim nigdy nie odwali pod kiepełą, po prostu w swoim czasie odejdą w to, co konieczne zostawiając potomnym
swoje dzieła. Jakby mieli przekonanie, że oni nie są ich twórcami, a jedynie przekazicielami dzieła Absolutu...
No nie wiem jak to powiedzieć, być może coś bredzę wesoły

P.S.

Lecz to nic wobec wobec talentu mojego ulubionego "świra". On potrafił zagrać na koncercie lepiej niż w wykonaniu
studyjnym i nie przeszkadza nam ta wyczuwalna lekka "nerwówka" przy mikrofonie bo wiemy, że to śpiewanie jest
dla niego jedynie przykrą koniecznością by zaprezentować nam fenomenalną melodię:

https://www.youtube.com/watch?v=Q1Wp2ASqyxI

Piękny jest ten jego uśmiech gdy daje zespołowi znać "dobrze nam idzie chłopaki, byle tak dalej!" wesoły
No, a ten perkusista to w ogóle "rozpiernicza system". Trzeba mieć olbrzymi talent nie tylko by to
skomponować, ale też żeby skompletować taki zespół i tak skutecznie go poprowadzić...

P.S.

Napisałeś:
    RadioamatorKrotkofalowiec pisze:


    Kierowałem ludźmi swego czasu i wiem jak potrafią podwładni kadzić.


Też miałem taki kilkuletni epizod w życiu, gdy powierzano mi władztwo nad pracownikami najniższego
szczebla. Ja nimi nie "kierowałem", ale poznawałem ich (ich wady, talenty - wszelkie złe i dobre strony) i
próbowałem wykorzystać dla dobra firmy w której pracowałem. Nie rekrutowałem ich i byłem zdany na to, co
otrzymam. Tych lepiej rokujących w ogóle mnie nie przeznaczano, oni byli dla "wierchuszki". Moim
niepisanym obowiązkiem było tą "zbieraninę" skłonić do wydajnej pracy. Gdy już w tym mozole udało
mi się wyłowić nieoszlifowany diament, a nawet tylko odkryć w pozornym "tumanie" jakieś przydatne dla
firmy talenty i zmotywować by ich użył, to zabierano mi go z dziką radością oznajmiając:
"on już z tobą nie będzie pracował", a ja dostawałem kolejnego pozornego nieudacznika w którym moi "przełożeni"
niczego dobrego nie widzieli. W końcu odszedłem w jednym dniu z tego bagna... Do czego zmierzam?
Ja też mógłbym dużo złego powiedzieć o ludziach i świecie. Poznanie tego "łez padołu" pozbawiło mnie
wszelkich złudzeń, ale nie znienawidziłem świata bo nie znienawidziłem samego siebie. Nie podoba mi się
ta rzeczywistość. Potrafię się w niej skutecznie odnaleźć lecz już mi się nie chce - rzygam tym światem.
Ale to są moje problemy, podobnie jak twoje zniechęcenie do rzeczywistości jest problemem twoim.
Otoczeniu nadal staram się oferować to co dobre: pozytywne myśli, słowa itd, itp. Cała reszta, ten ciężki
bagaż, do mnie należy. Ty natomiast chciałbyś obarczyć nas ciężarem z którym sam powinieneś się zmagać.
Niby taki stary, niby taki doświadczony a rączki masz nie ubabrane pracą, bo za ciebie ją wykonywali w
przeszłości inni, zastraszeni tym, że możesz na nich zakablować... Ślizgałeś się po powierzchni życia,
a gdy życie powiedziało "sprawdzam" to same blotki rzucasz na stół. Może się mylę, nie wiem...

P.S.2
W chwilach słabości usiłujesz stworzyć w nas poczucie winy, jak byś był jedynym cierpiącym człowiekiem
na świecie, a my kopiemy leżącego. Tak nie jest Staszku. Wszyscy cierpimy, ale to ty nie chcesz brać
"na klatę" własnego cierpienia i na tym polega twój naczelny problem.


  PRZEJDŹ NA FORUM